poniedziałek, 10 sierpnia 2009

...wielka i czarna jak heban Góra Magnetyczna.

Mucha (Alfons - tak dla pewności) to jeden z tych twórców, - tak był twórcą i niezwykłym artystą – którego obrazy wciąż i nadal mnie zadziwiają, stale zaskakując podczas oglądania.

W sportretowanych modelkach jest coś co intryguje i przyciąga hipnotyczno-magnetycznym uśmiechem, jest coś co wyzwala uczucie magicznego zniewolenia. Wszystko to za sprawą ich urody albo za sprawą bystrości „oka” artysty i umiejętności uchwycenia tej niewytłumaczalnej dla ludzkiego rozumu siły przyciągania albo wprost za sprawą jakichś czarów. Bo ta magia piękna kobiet ukazanych w kilkunastu seriach (np. „Pory roku”, „Kamienie szlachetne”, „Pory dnia”,”Księżyc i gwiazdy” itp.) nie jest ziemskiego pochodzenia….
Muszę przyznać, że oryginalnych prac autorstwa Muchy nie widziałem wiele - jedyne to te wystawione w Muzeum Narodowym w maju 2007. Zatem wszystkie moje wrażenia, cała moja wiedza na temat jego prac pochodzi z albumów i książek o nim. A jednak to mi wystarczy by pozostawać pod urokiem „jego kobiet”, by dokonywać coraz to nowych spostrzeżeń, odkrywać coraz to nowe, inne a zarazem pozornie „dobrze znane” szczegóły, by na nowo zauważyć albo tajemniczy uśmiech i hipnotyzujące spojrzenie zobrazowanej modelki albo też ulotne wrażenie ciepła lletniego słońca, mrozu zimy, też zapachu wiosennych i jesiennych ziół przedstawionych w serii „Pory roku”. Dla tego też za każdym razem gdy oglądam serię „kamieniami” doznaję uczucia olśnienia drogocennym błyskiem, ciepłem barwy topazu, czerwieni rubinu, czy też migotliwej bieli ametystu. Za każdym też razem, oglądając serię z gwiazdami odkrywam coś nowego zarazem nieodgadnionego i tajemniczego. Są to dzieła (tak wielkie dzieła), które niemalże zawsze mam przed oczami gdy zamykam powieki.
Dla oddania pełni uroku i magii twórczości Muchy należy też przywołać mnogość przedmiotów użytkowych zainspirowanych jego wyobraźnią – diaboliczne i przerażająco piękne stwory, przepiękne ornamenty roślinne albo wzory „uczłowieczone” lub „ukobiecone” (jakby powiedział inny artysta) posągami i popiersiami pięknych modelek.
To czego nie byłem w stanie zobaczyć na reprodukcjach w albumach dopowiedziałem sobie wyobraźnią po zamknięciu oczu…

Jestem zachłanny na takie piękno, ciągle mi go brak i ciągle mi go mało - więc musiałem coś zrobić by je mieć na co dzień. A może zwyczajnie chciałem, wyrzucić z mojej świadomości to piętno, te obrazy widziane z zamkniętymi oczami…
Dla tego namalowałem swoją wersję „gwiazd”, co więcej zainstalowałem je w domu jako stałą dekorację ścian klatki schodowej.



















Gwiazda zaranna















Gwiazda wieczorna i Gwiazda północna


Nawet fajnie się komponują w otoczeniu białych kamiennych płytek w białym świetle lampe (zdkęcie poniżej).















Każde dobre oddziaływanie jest tylko pozornie dobre, zawsze ma ono swoje skutki uboczne – nie pozbyłem się moich wizji z zamkniętymi oczami, co więcej magia tajemniczych spojrzeń i magnetyzm syrenich uśmiechów z obrazów Muchy spotęgowała swoją siłę przyciągania niczym „..wielka i czarna jak heban Góra Magnetyczna”, którą opisał Leśmian w swojej ksiązce - ale nie powiem której ;-)

Często teraz, po nagłym przebudzeniu z magnetyczno-hipnotycznego” letargu przyłapuję się, iż używam schodów również po to na nich usiąść i by przez parę chwil wpatrywać się w ścienne malowidła…. Zaiste jakieś czary i nieziemska magia – bo brak mi tutaj racjonalnego i naukowego wytłumaczenia…

Lipiec 2009

sobota, 1 sierpnia 2009

Ech... kobiety ...

W kontekście poprzedniego wpisu chciałbym pochwalić się moimi dwoma obrazkami. Pierwszy to dosyć realistyczna praca przedstawiająca kobietę w pozie wskazującej na zamyślenie i zadumę, pozorną obojętność na otoczenie. Stąd też tytuł : Zaduma.
Nieskromnie powiem, że obraz udał mi się pod względem plastycznym. To znaczy można zachwycać się urodą modelki, można podziwiać jej harmonijną budowę ciała, a tak że myślę udaną ogólną kompozycję pracy przy doborze skorelowanej ze sobą kolorystyce. Przyciągają wzrok oświetlone zachodzącym słońcem nogi, ręce, piersi, rozrzucone wiatrem kosmyki włosów.
Jednak coś innego przyciąga moją uwagę. Patrząc na modelkę, na jej pozę, ułożenie ciała, opadające włosy, pozornie niedbałą i bezmyślną zabawę kamykami mam wrażenie że słyszę o czym ona myśli … Myślę, że udało mi się wyrazić charakter pięknej kobiety, jej uczucia i walkę myśli … i też tych niekoniecznie czystych i niewinnych …














„Zaduma” - Maj 2005


Drugi przedstawia również dosyć realistycznie przedstawioną scenę.
Jednak patrząc nań słyszę tylko cykanie zegarka oraz delikatne i stłumione dźwięczenie rubinowych kolczyków ..
Obraz "żyje" dzięki tym dwu elementom martwej natury...















„Martwa natura ale obraz z duszą” – Lipiec 2008





S. Erazmus

Lipiec 2009

A to Sztuka właśnie…

Sam już nie pamiętam skąd o tym wiem, ale podobno dobry malarz, genialny artysta w swojej pracy na płaskim obrazie potrafi pokazać przestrzenność brył i przedmiotów albo głębię pomieszczeń, to też jest taki co odpowiednio operując światłem i cieniem wydobywa z ogólnej „masy” obrazu to co wg niego jest ważne i to co obserwator powinien zauważyć na początku za nim zacznie analizować resztę. To też taki co malując martwą naturę zręcznie użytymi barwami, ich nasyceniem i kontrastami potrafi wydobyć zapach ziół i kwiatów, smak i soczystość owoców, czy nawet żar i palące gorąco przedstawionych płomieni albo ostry chłód i „parzące” zimo lodu.


Ja chciałbym, marzę nieustannie i myślę o tym by kiedykolwiek udało mi się taka „sztuka” aby oglądający moja pracę np. przedstawiającą kobietę z wiolonczelą albo mężczyznę przy fortepianie – mogli „usłyszeć” muzykę płynącą z obrazu.

Chciałbym by udała mi się taka sztuka aby obserwator i widz mojej pracy, po zamknięciu oczu nadal widzieli przedstawione piękno, wciąż słyszeli czysty i niczym niezmącony śpiew i brzmienie muzyki.

Chciałbym by osoby na moich portretach „mówiły” do nas przenikając nas żywym spojrzeniem, by ich pozornie nieme twarze wyrażały nie tylko uczucia w uchwyconej chwili ale też bieg najskrytszych myśli i uczuć.

Chciałbym by można było dostrzec na tych twarzach drgające mięśnie twarzy napiętej przez złość albo nienawiść i inne negatywne emocje, by ich „żywe oczy” rzucały do nas gromy albo ciepłe i łagodne spojrzenie, zachęcając do rozmowy, wspólnego przeżywania chwili, albo do miłosnych uniesień…

Krótko, chciałbym aby moje obrazy ożyły - dla tego najbardziej lubię malować ludzi i ich portrety – może wtedy mam na to większe szanse …

Ktoś może pomyśleć, że w głowie mi się przewróciło, że za dużo sobie wyobrażam, że są przecież lepsi i bardziej profesjonalni…. Ja za to wiem, że moje malowanie - czasem lepsze czasem gorsze - nie jest skażone komercją, nie maluje bo muszę, nie tworzę by sprzedać.
Maluję bo chcę, bo sprawia mi to przyjemność, bo mnie to pasjonuje, dostarczając emocji niemożliwych do osiągnięcia w żaden inny sposób.

Wreszcie maluję bo daje mi to ukojenie, spokój i możliwość uwolnienia się od obrazów, które widzę gdy zamknę oczy – oczywiście do czasu gdy pojawią się nowe.

Malując, przeżywam każdy ruch ręki z pędzlem, przeżywam każdą kreskę, każdy detal, niemalże oddychając tym działaniem, niemalże zostawiając w każdej pracy cząstkę siebie, swoje myśli i sam już nie wiem co jeszcze...

A to jest Sztuka właśnie (pożyczając słowa poety i malarza), tworzenie prawdziwej sztuki, niezależnie od tego co się chce przedstawić : abstrakcyjne wizje i przeżycia, realistyczne piękno lub brzydotę czy też symbolistyczne przesłanie - wymaga działania starannego i powolnego z należytą pieczołowitością, niejako przypieczętowania swoim oddechem każdego ruchu. Nie ma mowy, nie ma tutaj miejsca na pośpiech i improwizację, na szybkie działanie by zdążyć przygotować serie obrazów na wystawę, by się sprzedać….

Ja w efekcie otrzymuję pracę, w którą włożyłem siebie, o której z pewnością mogę powiedzieć, że nie jest zwykłym kawałkiem płótna pokrytego kolorowymi plamkami i kreskami sprawiającego wrażenie elementu dekoracyjnego na ścianę bądź ornamentu upiększającego wystrój wnętrza. Otrzymuje dzieło pracy moich rąk, o którym - w przypadku gdy uznam, że praca udała mi się - mogę marzyć, że usłyszę muzykę, usłyszę myśli sportretowanej osoby albo niczym Pigmalion mogę śnić że naprawdę ożyje….


Credo – wiosna 2003