sobota, 31 października 2009

Czy jestem geniuszem ?

Czy jestem geniuszem ? - to pytanie często stawiał publiczne i takim pytaniem zaczyna swoją książkę – pamiętnik jeden z prawdziwych geniuszy malarstwa XX wieku – Salvador Dali.
W wieku 6 lat chciał zostać kucharką, gdy miał 7 – Napoleonem. Odtąd jego ambicja nie przestawała rosnąć, podobnie jak jego mania wielkości.
Tak, był geniuszem, nie tylko malarskim ale też geniuszem manipulowania ludźmi, sterowania ludzką głupotą i ślepo-naiwnej wiary oraz oślego zachwytu w to co często przekazywał podczas swoich prelekcji czy „wykładów”. Te publiczne próby interpretowania treścii i przesłań zamieszczonych w swoich dziełach nazwał bym dzisiaj „uoślaniem publiczności”.
Dodatkowo jego geniusz potwierdzony został przez niebywały wręcz sukces komercyjny.
Dla mnie Dali był niezwykłym artystą-malarzem, niezwykłym twórcą, niezwykłym człowiekiem
z nieprzeciętnym wyczuciem sztuki, znajomością życia i ludzi, których wielu lekceważył za ich tendencję do bycia „uoślanym”. Często surowy w swoich ocenach i krytykach - w odróżnieniu od otaczających nas ludzi tak niedokończonych, tak pospolicie przedstawionych , że podobni są raczej do niechlujnych karykaturalnych szkiców pospiesznie nakreślonych przez przymierającego głodem artystę na tarasie kawiarni.
Do prawdy nie mylił się w niczym - jego mania wielkości rosła, a w porównaniu z miernotą i małością "uoślonych" (tych z "dyletantyzmem szewca albo krawca") wydawała się jeszcze większa, wręcz napuchła do gigantycznych rozmiarów.

Nie wiem czy jego geniusz twórczy jest prawdziwy, czy też jego zdolności do wyrażania swoich wizji, jego dar „uoślania” oraz wszelkiego rodzaju dziwactwa to objaw przeciążenia umysłu różnymi dopalaczami i wspomagaczami wyobraźni. Jednak jego dorobek malarski jest niesamowity, nieporównywalny do innych (no może jeszcze powinienem wspomnieć wielkiego Picassa – ale o nim innym razem). Gdy pochłonięty byłem studiowaniem jego życiorysu i dorobku twórczego mój zachwyt dla niego rósł razem z jego „ambicją i manią wielkości”.



















Powyżej : „Geopolityczne dziecko obserwujące narodziny nowego człowieka” – 1943
oraz „Wydzielenie atomu (Dematerializacja obok nosa Nerona)” – 1947
Miałem ochotę jeszcze tutaj zamieścić obraz „Częściowa halucynacja. Sześć zjaw Lenina na fortepianie” – 1931

Jego naprawdę żywe obrazy, przemawiające do nas symboliką swoich treści oraz wyraźnym przesłaniem skłłaniają mnie by wybaczyć mu, gdyby okazało się, że wszystko to, cały on, cały jego geniusz, to tylko efekt przeciążenia mózgu jakąś chemią...
Wiele bym dał by móc być choćby w małym stopniu podobnym do niego, by potrafić przemawiać żywymi obrazami, pełnych rozmaitych symboli – czasem krzyczących wprost do widza swoim przesłaniem, czasem dwuznacznych a czasem zagadkowych lub wręcz niezrozumiałych. Bo jego obrazy trzeba czytać jak księgi, tak jak strony jego pamiętników. Trzeba przyjrzeć się tętniącemu w nich (obrazach) życiu, trzeba wchłonąć metafory i symbole by móc zrozumieć treść…
Wielka to sztuka …trudna, zarazem piękna, pozornie nieodgadniona … W malarstwie Dalego można zauważyć ewolucję jego warsztatu, kompozycji, formy i tematów równolegle do ewolucji jego poglądów i męczących (może dręczących) go myśli.

Odnajduję w jego obrazach pieczołowitą staranność i trud tworzenia – w tym sensie jednak, że mimo czasem irracjonalno-abstrakcyjnych treści obrazy sprawiają wrażenie przemyślanych, dopracowanych i powstałych nie w pośpiechu (jak wiele innych pseudo abstrakcji) ale namalowanych z należytą uwagą i wysiłkiem.
Nie dziwi mnie już to, że oglądając jego obrazy doznaję odczucia, że moje własne jawią mi się jako wielka klęska …

Po prostu zazdroszczę mu...


S.Erazmus
2009-10-31

P.S. "Uoślanie" należy rozumieć jako ogłupianie ;-)

środa, 14 października 2009

"Sztuka idzie i będzie …."

No właśnie jaka będzie ta sztuka – cytując dalej za niedoścignionym krakowskim artystą (był tylko jeden taki) – „Sztuka idzie i będzie wielka, nieraz to aże się boję tego co mi wyobraźnia przyniesie” I ja nieraz boję się swojej wyobraźni, odczuwam lęk przed wizjami i obrazami sprzed zamkniętych oczu…, nierzadko, poddając się ich biegowi lub czasem zatrzymując się na którymś z nadzieją, że kiedyś go urzeczywistnię, boję się że nie podołam swoim wyobrażeniom o sztuce, że gdzieś przepadnę rozdeptany i zmiażdżony przez ponurą materialną rzeczywistość naszego świata „w epoce katastrof, w mechanicznym i pełnym przeciętności świecie, w którym mamy nieszczęście i zaszczyt żyć”.

Jednak próbuję, próbuję pozbyć się przeciętności, poprzez malowanie próbuję zatrzymać bieg myśli w swoim przeciążonym wizjami umyśle - chociaż zdaję sobie sprawę, że moje obrazy mogą być moimi osobistymi klęskami..













Portrety z 2007 i 2009 (co prawda nie są w pełni z wyobraźni)


Mam tylko nadzieję, co prawda nikłą i ulotną, jednak chciałbym aby słowa wielkiego krakowianina spełniły się i w moim przypadku – „że się z tego wykroić musi piękna, szeroka otwarta sztuka. Ale daleko jeszcze – daleko, ale idzie i będzie wielka. Sztuka jasna, marmurowa, krystaliczna…”



S.Erazmus

P.S. Ale mnie wzięło na marzenia .... ;-)