poniedziałek, 8 listopada 2010

Moja Wenus

Skończyłem malować moją Wenus – jednak nie jestem do końca zadowolony z rezultatu.
Obrazek jest dosyć ładny dzięki pięknej  kobiecie ;-). 

 Wiem, że zdjęcie jest trochę nieostre  z powodu dużego formatu obrazu (niebawem zmienię je na lepsze)
Jednak zastanawiam się czy pomimo tego, da się dostrzec w nim "wizualną siłę  i czy obraz w ogóle jest spontaniczny i pełen witalnej energii";-))
To był mały żarcik - obraz spontaniczny nie jest na pewno, jest przemyślany i powstawał z mozołem - malowałem go na zmówienie, niejako pod dyktando przyszłej właścicielki.
Czy jest "dobry"…, czy przyciąga tym czymś  ? - nie wiem.
Żywię nadzieję, że właścicielka będzie zadowolona - szkoda tylko, że nie chciała pozować jako model ;-))



S.Erazmus
2010-11-08

niedziela, 7 listopada 2010

Dla kogo taka sztuka?

W kontekście poprzednich wpisów : „Czy sztuka ma wyrażać piękno „


 „Dzieło sztuki zaspokaja nasza potrzebę, 
syci nas i uspokaja, godzi ze światem zewnętrznym,
pozwala nam usnąć bez trwogi …”
Nie pamiętam już skąd wziąłem ten cytat na motto  ;-)

Będąc przy temacie roli piękna w sztuce, postanowiłem jeszcze spełnić moją obietnicę podzielenia się moimi wrażeniami i odczuciami na temat różnych przesłań w sztuce (tych negatywnych i pozytywnych również) po przeczytaniu ksiąski „De Immundo”,. traktującej o apofatyczności i apokatastazie w różnych dziedzinach dzisiejszej sztuki. Wpadła ona mi  w ręce w styczniu tego  roku. (aut. Jean Clair, przekł. Maryna Ochab, wyd. „słowo / obraz terytoria”).
Książka nie jest nowa (w Polsce chyba od 2007). Ale przesłanie jeszcze długo pozostanie aktualne.
Zdecydowanie polecam tę pozycję, chociaż nie czyta się jej łatwo, pomimo tego, że nie jest bardzo obszerna i jest wydrukowana dużą czcionką;-).  Na niektórych fragmentach ja musiałem skupiać się dwa razy.
W moim artykule będę wspierał się licznymi cytatami, które najlepiej oddają sedno sprawy.
W czerwcu tego roku (2010) w Berlinie odwiedziłem wystawę sygnowaną przez Hansa Bellmera i Louise Bourgeois pt. „Double Sexus”.  Z całą pewnością mogę stwierdzić, że ani ja ani nikt inny nie przeszedł obok niej obojętnie. Sztuka ta wywoływała lawinę emocji. 
Tak jak w definicyjnym zamierzeniu sztuki jest budzenie emocji poprzez zachwyt, wstrząs lub szok czy też niesienie jakiegoś przesłania, tak „dzieła” zgromadzone na tej wystawie spełniały założenia tej definicji.
Artyści na pewno szokowali i wstrząsali. Budzili zachwyt grając na niskich instynktach.
Ja jednak pytam DLA KOGO TAKA SZTUKA jest kierowana, komu jest dedykowana, kto ma ją podziwiać i jakie przesłanie niesie.  Może jedynie do „bezdusznej” pozbawionej odrobiny estetyzmu przedstawicieli ludzkiego gatunku (wg S.Dali).
Odrębne pytanie – kto za to płaci i dla czego…
Czy marszandzi rzeczywiście „muszą” eksponować i promować tę „inna sztukę”, czy rzeczywiście „musza” doszukiwać się piękna w dziełach, w których jest ich brak, tylko po to by je sprzedać.
Myślę, że wystawa była dla mnie potwierdzeniem i pomocą w rozumieniu przesłania autora „De Immundo”.
Jean Clair chce zwrócić uwagę świata i wywołać chwilę refleksji nad współczesną sztuką i mechanizmami kierującymi jej rynkiem, poprzez skupienie uwagi czytelnika  na pewnych nazwałbym to wynaturzeniach i patologiach w niektórych kręgach tej „sztuki”.
Próbuje nas pouczyć co powoduje i jak to się dzieje, że we współczesnej sztuce obserwujemy zjawiska takie jak wystawianie na pokaz i bezczeszczenie ludzkiego ciała, poniżanie jego funkcji i wyglądu, deformacje i samookaleczenia.
Autor próbuje też znaleźć odpowiedź na pytanie o artystyczne uzasadnienie tych obrzędów artystycznych, które - co ciekawe - odbywają się często z błogosławieństwem ludzi, którzy kierują wielkimi instytucjami kulturalnymi.
„Jak to się stało, że od idealnego Platońskiego piękna przeszliśmy do tego, co można by nazwać –[…] – estetyką stercoraire, skatologiczną? […]
Mimo to stoimy wobec pytania: dlaczego konsekracja nagiej fizjologii odbywa się z błogosławieństwem ludzi, którzy kierują wielkimi instytucjami kulturalnymi w Kassel, Londynie, Nowym Jorku czy Paryżu? „


I dalej :
„Nigdy dotąd twórczość artystyczna nie była cyniczna i nie ocierała się do tego stopnia o skatologię, nieczystość i brudy. Nigdy też – […] –nie była tak ceniona przez instytucje […].
Dyrektorzy muzeów, organizatorzy wielkich wystaw międzynarodowych, krytycy, cały establishment smaku zdaje się przyklaskiwać owej sztuce upodlenia.”
 
Autor pracy przytacza wiele przykładów nowoczesnych artystów – perforatorów.
Zapoznaje nas z mechanizmami „popularności” niektórych twórców oraz z genezą „zachwytu”  pokazów wzbudzających fascynację krwią i wydzielinami ciała, z ekskrementami włącznie :
„…sztuka od wieków stawiała sobie za cel tyleż kształcenie umysłu, co radowanie zmysłów.
Wydaje się, że współczesna twórczość artystyczna gra w całkiem innym rejestrze. Niesmak zastąpił smak. Wystawianie na pokaz i bezczeszczenie ludzkiego ciała, ponizanie jego funkcji i wyglądu, morphinis i deformacje, okaleczenia i samookaleczenia, fascynacja krwią i wydzielinami ciała z ekskrementami włącznie, kaprofilia i koprofagia – od Lucia Fontana po Luise Bourgeois, od Orlan po Serrano, od Otto Muehla po Davida Nebredę sztuka oddaje się obrzędom, a plugastwo i ohyda piszą nieoczekiwany rozdział w historii zmysłów. Mudnus inmundus Est?

Szuka przyczyn i korzeni tych wynaturzeń w ludzkiej psychice i popędach oraz spuściźnie kulturowej niektórych twórców i myślicieli :
„U akcjonistów i u innych cytowanych artystów w grę wchodzi człowiek nie jako nosiciel kultury,
lecz człowiek zezwierzęcony, gatunek zoologiczny „człowiek”. I jeśli mowa o doznaniach czy o estetyce , zostajemy sprowadzeni do infantylnego, a dokładnie niemowlęcego poziomu, na który poznanie świata zewnętrznego i własnych granic dokonuje się poprzez manipulowanie ekskrementami, w jakich ciało jest skąpane.”
[…]
„Wytwory artystyczne nie mają już w sposób najbardziej wzniosły uczcić i zaspokoić naszego wzroku, zmysłu najbardziej intelektualnego, lecz zabiegają o węch, zmysł najbardziej zwierzęcy, jak o psa wąchającego odchody swoich braci. Wąchanie dotykanie, nawet zjadanie ekskrementów to coś najbardziej prymitywnego, archaicznego i ciemnego w człowieku – czyżbyśmy żądali od sztuki, by nam to doznanie przywróciła? Czyżby mdłości miały nam przywrócić jasność? Czyżby celem dzisiejszej sztuki było nie wyrobienie smaku, lecz odzwyczajenie od niesmaku[…]? Czyżbyśmy mieli powrócić do  pierwotnej postawy naczelnych, pochylonej ku ziemi, z narządem powonienia znów sąsiadującym z organami płciowymi? „
[…]
„Artyści najwyraźniej nie przejmują się tymi kwestiami, za to chętnie manipulują ekskrementami i przydatkami naskórka pod często obojętnym okiem publiczności i przy zachęcie władz publicznych, które zamawiając dzieła, uprawomocniają ich twórczość.”

 Dalej Clair wskazuje, że sztuka współczesna degraduje się, a wszystko to przy wsparciu wielkich instytucji powołanych aby wspierać jej rozwój :
„Po co się wysilać, aby zostać nowoczesnym Leonardem i namalować Giocondę, skoro zwykłe „rośnięcie  włosów, zarostu i paznokci”, „wymioty, ejakulacja i tym podobne” już jest twórczością i czyni z każdego człowieka istotę wyjątkową. […] Jeżeli muzeum jest instytucją, która […] zmienia to, co kultowe w kulturowe – przedmiot dawnego kultu staje się dziełem sztuki – to wystawianie pisuaru w salonach muzealnych jest równoznaczne z przyznaniem owej instytucji mocy profanacji, ponieważ czyni z przedmiotu użytkowego, jeśli nie wygódki. Dzieło sztuki, a z miejsca niegdyś poświęconego muzom – przestrzeń bliską publicznej toalecie […] , słowem miejsce podejrzane jakim stało się „nowoczesne” muzeum sztuki.”

Dalej stwierdza:
„Tak więc nieczystość staje się uprzywilejowaną kategorią dzisiejszej sztuki”
 
Wciąż pozostając pod wrażeniem wspominanej pracy powiedziałbym, że w niektórych instalacjach sztuki współczesnej ( i nie idzie tutaj tylko o malarstwo) pod przykrywką „eksperymentów” artystycznych próbuje się nam zaszczepić fascynację miernotą, brzydotą, złem, brudem i zgnilizną, grozą czy śmiercią (np. w postaci eksponowania trupów).
Mam wrażenie, że nakazuje nam się zachwycać fenomenem sztuki bazującej na fekaliach, a to
w kontekście eschatologii spraw ostatecznych i umartwiających się artystów (poprzez publiczne samookaleczenie się czy oddawanie się fizjologicznym i seksualnym czynnościom, pokrywanie się ekskrementami  czy też spożywanie ich). Nakazuje się nam też odnaleźć tutaj inny, „wyższy” wymiar takiej „sztuki” wskazując na jej boski pierwiastek.
 Czy wszystko to dzieje się po to, by ukryć patologie i wynaturzenia wnikające z ludzkich problemów, ich fascynacji brzydotą i złem a także patologii codziennego, realnego życia.
Na szczęście dla mnie to wszystko budzi we mnie tylko odrazę.
Autor, niejako podsumowując swoje rozważania, może trochę pesymistyczne stwierdza powołując się na Baudleaira:
„Przyjdzie taki czas,[…] kiedy nie tylko piękno zostanie zapomniane, lecz będzie się czcić jako piękno odrażającą brzydotę.”


Ponawiam pytanie – DLA KOGO TAKA SZTUKA ?
Z resztą mniejsza o odpowiedzi ….

S.Erazmus
 2010-11-07

P.S.
„Ustanowiony brak różnicy między świętością a świętokradztwem to najkrótsza droga do barbarzyństwa.”