Jakiś czas temu miałem okazję oglądać film pt. „Czarny Łabędź”. Obraz w konwencji dreszczowca, od pierwszej sceny wywołuje emocje i lekki niepokój, zaciekawienie, co dalej… i co dalej ...
Lecz moim zdaniem nie o fabułę tu idzie, ale o szeroko pojętą sztukę. Tutaj, główna bohaterka opowieści jako podopieczna ósmej muzy - tancerka baletowa - reprezentuje właśnie taki świat sztuki i artystów.
Jest świetnym dowodem, że oprócz końcowego efektu dzieła, liczy się też (a może przede wszystkim) droga dochodzenia do celu i jego przesłanie. Wszystkie emocje i uczucia, ciężka praca i przeżycia, myśli i wizje, cały ten odrealniony świat związany z tworzonym dziełem sprzyjają osiągnięciu zamierzonego efektu, potęgują wrażenia u odbiorcy i sprawiają, że dzieło jest doskonałe.
Artystka (z pewnością mogę ją tak nazywać) w swoim żmudnym dążeniu do doskonałości, popartemu ciężką pracą i treningiem, tak się wczuła w powierzoną rolę, że kompletnie zatraciła poczucie rzeczywistości, płacąc wysoką cenę za zagubienie się w onirycznym świecie jej sztuki .
Jednak jej ostatnie słowa w filmie : „That was perfect” - czy coś takiego ;-) - przypieczętowują definicję sztuki doskonałej i artysty doskonałego .
Do prawdy, to było niesamowite przeżycie, przepiękne i wzruszające...
Wtedy zdałem sobie sprawę, że to jest dopiero sztuka.
S.Erazmus
2011-02-19