Mucha (Alfons - tak dla pewności) to jeden z tych twórców, - tak był twórcą i niezwykłym artystą – którego obrazy wciąż i nadal mnie zadziwiają, stale zaskakując podczas oglądania.
W sportretowanych modelkach jest coś co intryguje i przyciąga hipnotyczno-magnetycznym uśmiechem, jest coś co wyzwala uczucie magicznego zniewolenia. Wszystko to za sprawą ich urody albo za sprawą bystrości „oka” artysty i umiejętności uchwycenia tej niewytłumaczalnej dla ludzkiego rozumu siły przyciągania albo wprost za sprawą jakichś czarów. Bo ta magia piękna kobiet ukazanych w kilkunastu seriach (np. „Pory roku”, „Kamienie szlachetne”, „Pory dnia”,”Księżyc i gwiazdy” itp.) nie jest ziemskiego pochodzenia….
Muszę przyznać, że oryginalnych prac autorstwa Muchy nie widziałem wiele - jedyne to te wystawione w Muzeum Narodowym w maju 2007. Zatem wszystkie moje wrażenia, cała moja wiedza na temat jego prac pochodzi z albumów i książek o nim. A jednak to mi wystarczy by pozostawać pod urokiem „jego kobiet”, by dokonywać coraz to nowych spostrzeżeń, odkrywać coraz to nowe, inne a zarazem pozornie „dobrze znane” szczegóły, by na nowo zauważyć albo tajemniczy uśmiech i hipnotyzujące spojrzenie zobrazowanej modelki albo też ulotne wrażenie ciepła lletniego słońca, mrozu zimy, też zapachu wiosennych i jesiennych ziół przedstawionych w serii „Pory roku”. Dla tego też za każdym razem gdy oglądam serię „kamieniami” doznaję uczucia olśnienia drogocennym błyskiem, ciepłem barwy topazu, czerwieni rubinu, czy też migotliwej bieli ametystu. Za każdym też razem, oglądając serię z gwiazdami odkrywam coś nowego zarazem nieodgadnionego i tajemniczego. Są to dzieła (tak wielkie dzieła), które niemalże zawsze mam przed oczami gdy zamykam powieki.
Dla oddania pełni uroku i magii twórczości Muchy należy też przywołać mnogość przedmiotów użytkowych zainspirowanych jego wyobraźnią – diaboliczne i przerażająco piękne stwory, przepiękne ornamenty roślinne albo wzory „uczłowieczone” lub „ukobiecone” (jakby powiedział inny artysta) posągami i popiersiami pięknych modelek.
To czego nie byłem w stanie zobaczyć na reprodukcjach w albumach dopowiedziałem sobie wyobraźnią po zamknięciu oczu…
Jestem zachłanny na takie piękno, ciągle mi go brak i ciągle mi go mało - więc musiałem coś zrobić by je mieć na co dzień. A może zwyczajnie chciałem, wyrzucić z mojej świadomości to piętno, te obrazy widziane z zamkniętymi oczami…
Dla tego namalowałem swoją wersję „gwiazd”, co więcej zainstalowałem je w domu jako stałą dekorację ścian klatki schodowej.
Muszę przyznać, że oryginalnych prac autorstwa Muchy nie widziałem wiele - jedyne to te wystawione w Muzeum Narodowym w maju 2007. Zatem wszystkie moje wrażenia, cała moja wiedza na temat jego prac pochodzi z albumów i książek o nim. A jednak to mi wystarczy by pozostawać pod urokiem „jego kobiet”, by dokonywać coraz to nowych spostrzeżeń, odkrywać coraz to nowe, inne a zarazem pozornie „dobrze znane” szczegóły, by na nowo zauważyć albo tajemniczy uśmiech i hipnotyzujące spojrzenie zobrazowanej modelki albo też ulotne wrażenie ciepła lletniego słońca, mrozu zimy, też zapachu wiosennych i jesiennych ziół przedstawionych w serii „Pory roku”. Dla tego też za każdym razem gdy oglądam serię „kamieniami” doznaję uczucia olśnienia drogocennym błyskiem, ciepłem barwy topazu, czerwieni rubinu, czy też migotliwej bieli ametystu. Za każdym też razem, oglądając serię z gwiazdami odkrywam coś nowego zarazem nieodgadnionego i tajemniczego. Są to dzieła (tak wielkie dzieła), które niemalże zawsze mam przed oczami gdy zamykam powieki.
Dla oddania pełni uroku i magii twórczości Muchy należy też przywołać mnogość przedmiotów użytkowych zainspirowanych jego wyobraźnią – diaboliczne i przerażająco piękne stwory, przepiękne ornamenty roślinne albo wzory „uczłowieczone” lub „ukobiecone” (jakby powiedział inny artysta) posągami i popiersiami pięknych modelek.
To czego nie byłem w stanie zobaczyć na reprodukcjach w albumach dopowiedziałem sobie wyobraźnią po zamknięciu oczu…
Jestem zachłanny na takie piękno, ciągle mi go brak i ciągle mi go mało - więc musiałem coś zrobić by je mieć na co dzień. A może zwyczajnie chciałem, wyrzucić z mojej świadomości to piętno, te obrazy widziane z zamkniętymi oczami…
Dla tego namalowałem swoją wersję „gwiazd”, co więcej zainstalowałem je w domu jako stałą dekorację ścian klatki schodowej.
Gwiazda zaranna
Gwiazda wieczorna i Gwiazda północna
Nawet fajnie się komponują w otoczeniu białych kamiennych płytek w białym świetle lampe (zdkęcie poniżej).
Każde dobre oddziaływanie jest tylko pozornie dobre, zawsze ma ono swoje skutki uboczne – nie pozbyłem się moich wizji z zamkniętymi oczami, co więcej magia tajemniczych spojrzeń i magnetyzm syrenich uśmiechów z obrazów Muchy spotęgowała swoją siłę przyciągania niczym „..wielka i czarna jak heban Góra Magnetyczna”, którą opisał Leśmian w swojej ksiązce - ale nie powiem której ;-)
Często teraz, po nagłym przebudzeniu z magnetyczno-hipnotycznego” letargu przyłapuję się, iż używam schodów również po to na nich usiąść i by przez parę chwil wpatrywać się w ścienne malowidła…. Zaiste jakieś czary i nieziemska magia – bo brak mi tutaj racjonalnego i naukowego wytłumaczenia…
Lipiec 2009
Lipiec 2009
Stojąc pomiędzy gwiazdami... Wiesz coś mi te obrazy uzmysłowiły. Obraz życia naszego wszystkich razem i każdego z osobna dzieciństwo młodość starość każdy z nas to przeżył przeżywa bądź przeżyje :) hmm chwila refleksji i zachwytu gratuluje obrazy są piękne bez wątpienia mówią, a niektóre nawet krzyczą ;) Magda M.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa odczuwanie i przeżywanie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
S.Erazmus