piątek, 18 września 2009

Cymbaliści – czyli trochę o Witkacym

„Było cymbalistów wielu,
Ale żaden nie śmiał zagrać przy Jankielu”
– czy jakoś tak...

Wielu różnych artystów (z racji swoich zainteresowań mam na myśli głównie malarzy) czasem gorszych lub lepszych, bardzo dobrych czy też genialnych, zostawiło swój ślad na naszej polskiej ziemi.
Jednych lubimy mniej lub bardziej, innych cenimy za podejmowaną tematykę i treści a innych za piękno formy lub grę kolorów. Jednakże są też tacy, których przy jednoczesnym podziwie dla ich dokonań nie tolerujemy, nienawidzimy albo nawet boimy się. Tak, boimy się nie rozumiejąc do końca o co im chodziło, co chcieli powiedzieć, jakie przesłanie nieśli, o czym mówią ich utrwalone na obrazach i rysunkach wizje. Czy chcieli pokazać inne piękno czy też alternatywny świat?









Naprawdę genialne zdjęcie portretowe

Chodzi mi tutaj głównie o tzw. młodopolskich twórców, a przede wszystkim Witkacego, którego 70 rocznica śmierci właśnie przypada na 18 IX.

Myślę, że należy mu się i jemu podobnym kilka słów ode mnie. Gdyż poeci i malarze ci (oczywiście dodając do tego grona romantyków) mieli na mnie ogromne oddziaływanie za czasów mojej młodości (wczesne lata 80) - wpływając na moje czyny i życiowe decyzje....

Wracając do Witkacego - wtedy jednak zupełnie inaczej na niego patrzyłem, zupełnie inaczej oceniałem jego twórczość, byłem zafascynowany obrazami i portretami przedstawiającymi jego wizje i inny sposób obserwacji ludzi i otoczenia a właściwie utrwalania ich w rozmaitych formach twórczych. Ogromne wrażenie robiła na mnie jego zdolność do tworzenia oryginalnych często niesamowitych sformułowań. Podobną zdolność do „słowotwórstwa” napotkałem jeszcze tylko u Lema – choć nie twierdzę, że innych nie było.

Zaiste słowa: „Nad zrębem planety, pośród gwiezdnej nocy szereg alefów w nieskończoność płynie i nieskończoność unieskończoniona zawiera sama w sobie przez siebie zdradzona kłęby, kłęby, kłęby tytanów i rogate widma ... ” godne są wielkiego geniusza dzisiejszych czasów, np. Stephena Hawkinga.

Jak bardzo genialny umysł trzeba mieć by wymyśleć takie strofy – za pomocą poezji podać matematyczną formułę przestrzeni kosmicznej (nie będąc wykształconym astrofizykiem i bez nowoczesnej aparatury obserwacyjnej).
Samo sformułowanie „szereg alefów w nieskończoność płynie” genialnie obrazuje znaczenie pierwszej litery alfabetu hebrajskiego w matematyce.

Bo wszystko to, jest jak "..serce i rozum, wiedza i sztuka wyśniona (...) a nadzieja rośnie jak wielka rzeka, która po obu brzegach wzbiera..." - nie pamiętam dokładnie tej strofy ;-), ale świetnie nadaje się do tego by połączyć "szkiełko mędrca" i "ducha" - to o czym Witkacy myślał i pisał, wyobrażał sobie i utrwalał na płótnie czy papierze.

Swoje obserwacje, poglądy na życie i sztukę, niezwykle trafne wnioski a nawet zadziwiające i niezwykłe poglądy filozoficzne i socjologiczne zamieścił Witkacy w wielu swoich publikacjach:

… sztuka, na równi z religią i metafizyką, była jednym ze środków, przy pomocy których człowiek od wieków starał się uwolnić od męczarni istnienia jako takiego, tego codziennego. Dawniej męką był strach przed nieznanym i groźnym, dziś jest to raczej strach przed pospolitością, która nas zalewa ze wszystkich stron i w krótkim czasie pokryje prawdopodobnie zupełnie. („Teatr” 1939)

Jego wszechstronność twórcza świadczy o wielkim formacie artysty, jakże ja mu zazdrościłem (i chyba trochęn adal zazdroszczę) umiejętności portretowania i przelewania swoich wyobrażeń na obrazy czy papier…
Mógłbym niemalże bez przerwy oglądać jego rysunki i portrety. Robią wrażenie i zapadają w umysł jego oniryczne wizje oraz różne wymyślone światy i fantastyczne wyobrażenia, które dodatkowo fascynują swoją formą, doborem kolorów i czymś jeszcze … - tą „iskrą”, tym czymś co zmusza do zatrzymania wzroku i dłuższego przyjrzenia się obrazowi.













Oglądając jego obrazy rzeczywiście można powiedzieć, że one żyją.
(Mam tylko nadzieję, że nie naruszyłem żadnych praw, zamieszczając tutaj obrazki Witkacego)

Jednakże z biegiem lat mój podziw dla Witkacego słabł - w miarę rozwijania w sobie zdolności do interpretowania i
subiektywnej oceny sztuki a także w miarę zdobywania doświadczenia w umiejętności dostrzegania co jest ważne w sztuce (tzn. malarstwie), zaczynałem inaczej patrzeć na jego „geniusz”.
Zacząłem zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście jego prace są oryginalne i genialne, dla tego bo to on był wnikliwym obserwatorem i genialnym artystą potrafiącym utrwalić myśli, wyobrażenia i uczucia – czy wszystko to efekt stosowanych przez wielu twórców tej epoki różnych wspomagaczy umysłu (narkotyki i alkohol).
Wszystkie te środki „zielonej wróżki” spowodowały, że rzeczywiście wiele jego obrazów ożyło (ale dla mnie teraz, w innym alternatywnym świecie). Dzięki temu jedynie nie można zaprzeczyć symptomów genialności jego pracom.
Jednak świadomość tego, że Witkacy i współcześni mu tworzyli w upojeniu alkoholowym albo pod wpływem rozmaitych środków i wspomagaczy powoduje że zaczynam mniej cenić takich twórców. Łatwo było oszukać takiego młodego fascynata jak ja, ślepo i fanatycznie zapatrzonego w genialnych twórców - poetów i malarzy...


Doświadczenie życiowe zrobiło swoje, zaczynam zdawać sobie sprawę, że ich wizje tak na prawdę nie są ich ale są produkcją (może projekcją) ich „przeciążonych chemią” mózgów.
To nie ich zasługa, że byli genialni, mój zachwyt dla nich i zazdrość gdzieś znikł…
Przestały też mnie dziwić, fascynować i imponować ich zdolności słowotwórcze, chociaż wciąż pozostaję pod wrażeniem utrwalonych na papierze (obrazy i pisma) wizji, wyobrażeń i przeróżnych sformułowań.


Wydaje mi się, że wiem już co było "natchnieniem" Witkacego gdy wymyślił „schujowacenie mózgowia” (poniżej jego obrazek o takim samym tytule):



Do prawdy obrazek ten robi wrażenie – na pewno jest dobry bo przyciąga uwagę i nakazuje zatrzymać się przed nim na chwilę, forma też jest niezwykła – ale czy ten obraz rzeczywiście żyje ? W każdym razie na pewno szokuje, inskrypcja wskazuje, że artysta nie palił od 69 dni ale nie żałował sobie „pyfka” ;-)

Chyba wiem też wiem, skąd brała się u niego taka wnikliwość obserwacji i trafność wniosków (przykład poniżej):
„..Jako właściciel wielkiej firmy gębowzorów, czyli będąc po prostu psychologicznym portrecistą, mam tę wadę że gęba ludzka w niesamowity sposób mnie interesuje. Normalnie idąc po ulicy musiałem każdą twarz zarejestrować: wziąć ją w siebie, szybko strawić intuicyjnie i określić, i wyrzygać …” (”Niemyte dusze” ok. 1936)

Dlatego dzisiaj powiedział bym inaczej : jak bardzo pokręcony i popaprany trzeba mieć umysł aby zażywać różne paskudztwa by móc tworzyć i pisać dzieła jak Witkacy i inni mu podobni – już wiem, że nie jest to sprawa ani geniuszu ani pokręconego umysłu – chociaż czasami jest to tożsame - lecz wizji i wyobrażeń pod wpływem "chemicznego przeciążenia".

Podsumowując : Witkacy i wszyci ci z wielu młodopolskich (modernistycznych) artystów próbujących zawładnąć sercami i umysłami otaczających ich ludzi mają wspólną cechę – większości z nich udała się ta sztuka – większość z nich odcisnęła prawdziwe piętno na tych sercach i umysłach.
Ja dopatruję się tutaj wspólnej przyczyny tej cechy – w moim mniemaniu „tworzyli” oni swoje dzieła pozostając pod wpływem „zielonej wróżki”. Wywoływanie wizji takimi „wspomagaczami” jest chyba drogą na skróty, pójściem na łatwiznę.
Dla tego uważam, że naprawdę genialny jest ten artysta, który „widzi zamkniętymi oczami”, wyobraża sobie i tworzy sam z siebie bez „wspomagania”– to taki, który potrafi odcisnąć ślad na uczuciach, sercu i umyśle bez uciekania się do wywoływania szoku i uciekania się do najniższych ludzkich instynktów.


Dla mnie taki artysta jest dopiero „Jankielem „ z którym nikt równać się nie może a nawet nie próbuje, „nawet by nie śmiał” ….


Już więc wiem i rozumiem, że cymbalista nie jest równy cymbaliście – chociaż raczej powinienem użyć słowa cymbał cymbałowi.

S.Erazmus
18.09.2009


P.S.
Na pocieszenie dla siebie – aby się trochę dowartościować i napełnić małą nadzieją, że warto jednak tworzyć, lub chociaż próbować … :

Wartość tych kresek, tak dziś pogardzanych,
Oceni kiedyś jakiś przyszły znawca,
Nic w nich, ach, nie ma modern udawanych,
Dyletantyzmów szewca albo krawca.
(„Do przyjaciół lekarzy, lata 30”)

A może to ja się mylę, może właśnie uleganie wpływom środków spod znaku „zielonej wróżki” jest metodą na bycie ekscentrycznym, mądrzejszym, lepszym ….
Ale co wtedy z tymi, którzy są naprawdę dobrzy i bez tego ?


6 komentarzy:

  1. Wydaje mi się i myślę przy tym również, że środki wspomagające procesy myślowe nie są negatywne ani nie oszukują nikogo i niczego co w nas tkwi. Jeśli pójdę pobiegać i będę to robił przez miesiąc czasu codziennie ilość endorfin zwiększy się naturalnie - mój mózg będzie ożywiony, myśli klarowne a duch optymistycznie nastrojony - czy to też droga na skróty ? Chyba nic nie jest drogą na skróty - budząc się z rana zaczynamy dzień, od tego co zjemy jaka jest pogoda etc. zależy praca całego naszego organizmu w tym ( jaśnistość ) że i psychiki. Ktoś kto sięga po środki odużające w celach terapeutyczno-poznawczych czy tworzywo-uzdatniających wie że to co ma w sobie nie wyjdzie inaczej jak właśnie tak. Myśle, że twórcy odużający się byli odużeni na długo przed wzięciem jakichkolwiek substancji - wiem to po sobie ;-) . Środkiem do celu może być wszystko - to , że jeden nie ma szczęścia bo urodził się z nieco inną pracą mózgowia nie powinno umniejszać znaczenia i piękna jego sztuki. Wręcz uważam jest przeciwnie - głebia percepcji jest lepsza, bardziej wyrafinowana, podświadoma, i intuicyjna - na trzeźwo nigdy nie uda się tego osiągnąć - chyba, że artysta stosuje jakieś techniki relaksacyjne, medytacyjne czy transowe - więc i tak sumując - artysta ma w sobie jakiś Haj - czy to naturalny czy roślinny. Oczywiście piszę o artystach tych niezdrowych - zaburzonych, którzy sztuką tworzą siebie przez autoterapię, a nie o tych akademickich, którzy mają jakby nie słyszeć doskonale wyuczone rzemiosło.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak – zbliża się kolejna rocznica śmierci Witkacego… ten czas leci…

    Dziękuję za obszerny i imponujący komentarz.
    Szkoda tylko, że pisze "Anonimowy".
    Nie mniej sam fakt skomentowania tego co napisałem jest dla mnie bardzo nobilitujący,
    zwłaszcza, że „Anonimowy” wydaje się znać na rzeczy… Na prawdę poczułem się podbudowany.

    Nie jestem pewien czy mój komentator jeszcze tu zaglądnie, a chętnie wdałbym się w polemikę bo z paroma argumentami jednak nie zgadzam się,
    a w jednej zasadniczej kwestii (ogólne przesłanie mojego artykułu) to chyba
    kompletnie się rozmijamy …

    Jeszcze raz dzięki za poświęcony czas i odwiedzenie mojego bloga.
    Łączę pozdrowienia.
    S. Erazmus

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy post, dzięki za przybliżenie Witkacego. Jestem jednak zdania, że nie możemy negować twórczości za doping narkotyczno- alkoholowy. Odcinamy się wtedy od sięgania po szersze środki wyrazu, czy emocje. Sztuka tak często opiera się o niezwykłe przeżycia. Bez narkotyków nie mielibyśmy Pink Floyd, Salvadore Dali (który mówił: nie zażywam narkotyków. Ja jestem Narkotykami), Krzysztofa Krawczyka (Ha ha!), czy Stephena Kinga, który raz odnalazł własną książkę w księgarni nie pamiętając nawet, że ja napisał. Tak samo bez dopingu nie mielibyśmy niektórych osiągnięć w sporcie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej - dzięki za wpis - dopiero dzisiaj go zauważyłem.

    Polemizując, chciałbym zaznaczyć, że nie chodzi mi o negowanie twórczości (i wszelkich działań również) po wpływem "dopingu", lecz o wyższość i "lepszość" tychże bez niego.

    Pozdrawiam ;-)
    S.Erazmus

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!!
    przypadkiem znalazłam Twój wpis. Całkiem do rzeczy.
    Nie mówiłabym jednak o "wyższości" czy "lepszości" upojenia naturalnego, nad narkotykowym..

    Artysta to artysta, czy cos bierze, czy nie.

    Sztuczne środki mogą go zbyt wcześnie wyczerpać.. ale kto powiedział, że intensywne życie jest gorsze od długiego..?

    Nietsche pisze:

    Aby mogła zaistnieć sztuka, aby mógł zaistnieć jakikolwiek czyn i ogląd estetyczny, nieodzowny jest warunek fizjologiczny: upojenie. Upojenie musi dopiero zintensyfikować pobudliwość całej machiny: bez tego nie powstanie żadna sztuka. Zdol¬ ność do niej mają wszystkie odmiany upojenia, nawet najbardziej różno¬ rako uwarunkowane: przede wszystkim upojenie erotyczne, ta najstarsza i najpierwotniejsza forma upojenia. Tak samo upojenie, które pojawia się w następstwie wielkich pragnień, potężnych uczuć; upojenie świętem, rywalizacją, brawurowym dokonaniem, zwycięstwem, wszelkim ekstre¬ malnym ruchem; upojenie okrucieństwem; upojenie niszczeniem; upoje¬ nie niektórymi zjawiskami meteorologicznymi, na przykład upojenie wiosną; upojenie narkotyczne; wreszcie, upojenie woli, upojenie nagro¬ madzonej i wezbranej woli. — Istotą upojenia jest poczucie intensywno¬ ści sił, poczucie pełni. Dzięki niemu człowiek użycza czegoś rzeczom, zmusza je, by odeń coś wzięły, gwałci je — proces ten nosi nazwę idealizowania.

    Pozdrawiam, Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      A ja przypadkiem odkrylem, ze ktos to czytal i nawet zostawil swoj komwntarz - wielkie dzieki.
      Bardzo madre jest to co napisalas a przytoczony cyctat jest b.trafny.
      Lecz ja ciagle przy swoim - czy trzeba byc w stanie upojenia by tworzyc? ...
      Chociaz - ZGODA! natchnienie i ekstaza tworcza jest pewnym stanem upojenia czy tez innym stanem swiadomosci... ok..

      Pozdrawiam :-)
      S.E.

      Usuń